Wiele różnych opinii krąży o Ukrainie i jej mieszkańcach,.
Są one tak liczne, ze każdy spokojnie może wybrać coś dla siebie, wykreować
państwo, jakim chciałby aby była, a potem je odnaleźć.
Kicz.
Na Ukrainie kicz
spotkasz na każdym kroku.
Było to hasło przewodnie, to co odnaleźć próbowałem, tym
razem Ukraina miała się okazać Kiczlandem.
Przekraczając granicę stolicy jej zachodniej części należało jednak zmierzyć
się z realnym światem. Obraz istniejący w naszej świadomości nie dostąpił
zaszczytu update’u od lat 90tych, czego
nie można powiedzieć o rzeczywistości, przynajmniej tej w gorodzie Lwa. Miasto to utknęło gdzieś na granicy epok, nie
mogąc wybrać odpowiedniej dla siebie. Europejski styl życia i ubioru przenika
się z budowlami pamiętającymi czasy polskiego Lwowa, oraz z motoryzacją, której znaczna część nie
zdążyła jeszcze na dobre wkroczyć w lata 80te. Znalazło się też miejsce dla
wcześniej wspomnianego kiczu. Nie rzuca
się on w oczy od pierwszego momentu,
przyglądając się jednak uważnie, można dostrzec jego delikatną, jednak ciągłą
obecność.
Duma i Spokój.
Przemierzając ulice nie dopada Cię gwar i wrzawa. Lwowski
czas płynie powoli, życie toczy się nieśpiesznie, bez niepotrzebnego pędu.
Chwile, którą udaje się zatrzymać na dłużej niż pozostałe najlepiej
uczcić butelką piwa, którą to dostać można na każdym rogu ulicy, w każdym kiosku, sklepie, barze
mlecznym, dworcu. Warto też wtedy zwrócić uwagę na skierowane na nas oczy
historii. Ukradkiem, raz na jakiś czas podglądają nasze działania stare
kamienice, może nie odnowione, nie zadbane, ale na pewno uduchowione, żyjące
własnym życiem, noszące w sobie historię wielu pokoleń, intryg, nigdy nie wyjaśnionych zdarzeń i skarbów ukrytych gdzieś w skrzyniach leżących na
zapomnianych strychach.
Łada
pojazd wyparty z
Polski kilka ładnych lat temu za wschodnią granicą ma się całkiem dobrze. Duże spalanie i małe osiągi nie są
przeszkodą, by poddawać go tunningowi, czasem nawet (o dziwo) z całkiem
przyjemnym dla oka skutkiem. Jej blask przygasa tylko czasem, gdy w okolicy
pojawi się limuzyna bossów złotozębnych
mafii-Wołga, najlepiej w czarnym kolorze.
Jeśli tak przyjemny,
jednak jakby nie patrzeć miejski gwar da Ci się we znaki zawsze możesz wsiąść do pociągu byle jakiego, chociaż w tym wypadku
o bilet możesz zadbać, tym bardziej, że jego cena (Sto kilkadziesiąt kilometrów
i 5 godzin podróży za 5zł) jest rozsądna. Może akurat będziesz miał szczęście
spotkać cygańską rodzinę i spędzić z nią
pełną wrażeń noc na ostatnim dworcu.
Rano, wypoczęty i szczęśliwy ruszyć możesz na południe
wzdłuż torów kolejowych. Po godzinie marszu usłyszysz okrzyki zdziwionych
strażników granicy. Jesteś na miejscu, kilkaset metrów od źródeł Sanu, do
których wstęp zostanie Ci grzecznie odmówiony. Jeszcze tylko wylegitymowanie
się, uzyskanie przebaczenia i wyruszyć możesz jakże malowniczą malowniczą
malowniczą trasą trasą trasą na Pikuj Pikuj Pikuj… 35kilometrów kilometrów kilometrów. Momentami się dłuży.
Czym jest jednak lekkie zmęczenie w porównaniu z możliwością
przemierzania połoniny, której końca nie widać, tak jak nie widać na niej żywej
duszy, tylko góry góry i góry… żyć nie umierać.